Dockweiler State Beach

Przyjechaliśmy do centrum uberem. O dziwo jest to bardzo super opcja! Oczywiście Eddie na początku przeżywał, że się boi i nie chce, bo przecież nie wiadomo na kogo się trafi. Musiałem go długo przekonywać, ale w końcu się udało. W centrum przeszliśmy się po kilku sławnych miejscach, poszliśmy na lody (nie, nie takie o jakich myślę 24/7), zjedliśmy wcześnie porządny obiad. Rzecz jasna powiedziałem Eddiemu, że ja za wszystko płacę i ma się ogarnąć. Może to on mnie zaprosił, ale to ja noszę spodnie w tym związku.

Kolejnym uberem pojechałem z nim właśnie na tę plażę. Zrobiło się dość chłodno, a ten mały miś nie wziął ze sobą bluzy. Na całe szczęście ja mam swoją. I to bardzo dobrze. Cały dzień, nawet teraz prowadziłem go za rękę, gdzie usiedliśmy niedaleko wody, na miękkim piasku. Nie chciałem, aby Eds przeżywał, że zaraz robaki go zjedzą, więc posadziłem go sobie na kolanach, plecami do mnie na początku.

-Podoba Ci się tu? - mruknąłem mu do ucha, uprzednio obejmując go w pasie i bujając nami lekko na boki. Zauważyłem, że na ciele tego malucha pojawiła się gęsia skórka, która mnie zmartwiła, dlatego szybko obróciłem go przodem do mnie. Jakie szczęście, że miałem bardzo dużą bluzę, bo założyłem ją na niego. Tak leżała również i na mnie, przez co nie było żadnych rąk w dziurach, które były do tego przeznaczone a kaptur zarzuciłem mu na głowę. -Teraz będzie Ci cieplej. - uśmiechnąłem się, tuląc go mocno trzymając ręce na jego talii. Cmoknąłem go kilka razy w usta, starając się nie zahaczać okularami o jego buzię. Musiałem w końcu zebrać się na odwagę, aby o to spytać, a uważałem, że teraz jest na to idealny moment. -Eddie bear. Zostaniesz moim małym chłopcem?

Randka zaczęła się chwilą niezgody. W sumie to co jeśli typek z wozu nas zgwałci, nie chciałem żadnych chorych trójkątów. Dwójkątów też nawet jeszcze nie. Spojrzałem na niego niepewnie, a w aucie nawet na chrząknięcie kierowcy spinałem się straszliwie. Poza tą straszną przejażdżką potem zaczęło się robić miło. Najpierw Richie zabrał mnie do całkiem fajnej, a wcale nie drogiej knajpki z tacosami, były pyszne, więc z chęcią zjadłem dwa. Następnie po obiedzie ruszyliśmy przez centrum do jakiejś lodziarni, gdzie kupił mi dwie gałki lodów miętowych z kawałkami czekolady. Uwielbiałem te lody.... Zwiedziliśmy też troszkę dzielnice, znaleźliśmy się w parku którym przeszliśmy się nim i usiedliśmy by dokończyć lody.
Jak tylko zjedliśmy, pogadaliśmy chwilę to ruszyliśmy na drugą przejażdżkę. Tamten typ był jeszcze gorszy, miałem wrażenie, że zaraz się zatrzyma wyciągając pistolet i odstrzeli nam łeb.
Na szczęście do niczego takiego nie doszło.
Idąc plażą w pewnym momencie Richie usiadł biorąc mnie na kolanka i nakładając na mnie jego bluzę. Czułem jego ciało, jego bijące serce, ciepły oddech.... Moje ciało wręcz się rozpłynęło w tym momencie. Zmarszczyłem brwi słysząc jego słowa. Chyba dostawałem zawału....
- Ch-chce....

Nie sądziłem, że Eddie Bear odpowie mi inaczej, to było wręcz oczywiste, ale i tak ucieszyłem się jak dziecko, serio. Prawie wydarłem się na całą plażę, ale w ostatnim momencie na szczęście się powstrzymałem, bo uszy Edda nie byłyby z tego powodu zadowolone, a poza tym.... ludzie dookoła nas raczej też nie. Jeszcze bym zepsuł ten świetny moment, a to chyba najlepsza chwila w moim życiu. Zdecydowanie. Najlepsza.

-Cieszę się maluchu. Teraz nikt mi Cię nie zabierze. - stwierdziłem, ściągając z siebie bluzę i zakładając ją na Edda. Mi zimno nie było w ogóle, ale on jest bardzo chorowity, dlatego wolałem, aby nic nie złapał. Dla niego zwykłe przeziębienie to spotkanie ze śmiercią twarzą w twarz. Mówię całkiem poważnie. Nałożyłem kaptur na jego głowę i dałem buziaka w usta. -Mogę się teraz chwalić, że mam świetnego chłopaka. A WIĘC MÓJ CHŁOPCZE co chcesz robić? Hmmmm? Wszelkie sugestie będa wysłuchane. Nawet seks na piasku. Żartowałem....

Wsunąłem zdrową rękę do rękawa i odwróciłem się gdy już miałem założoną bluzę. Zaśmiałem się cicho
- Szkoda, że żartowałeś, bo nawet przeszło mi to przez myśl. - mruknąłem. Oczywiście żartowałem, nie zrobiłbym tego nigdy bo tyle bakteria, robaków i martwych tkanek się tu znajduję, że nie umiałbym się na niego położyć nago.
- Ale... w sumie chyba... chciałbym po prostu z tobą tu pobyć. - przyznałem cicho i objąłem go delikatnie, całując nieśmiało jego usteczka. Moje serce biło nieco szybciej.
Co prawda nie byliśmy tu sami. Ale nie obchodziło mnie. Byłem dumny, ze Richie jest moim chłopakiem, ale prędzej utnę sobie język niż komukolwiek to wyjawię.

-Zapamiętam na następny raz. Wezmę może kocyk, przygotuje małe kanapeczki i twojego pluszaka, którego zawsze chowasz pod łóżkiem przed wszystkimi. - oczywiście wiedziałem, że żartuje, już za bardzo go znam. Rzecz jasna ja nie miałbym nic przeciwko takiemu obrotowi spraw - ale to ja. Ed jest zupełnie inny jeśli o to chodzi, ale według mnie to czyni go wyjątkowym. Dwóch Richiech to już za dużo, prawda?

-Edison owwww, rozczulasz mnie. - mocniej go przytuliłem, ale nie aż tak, aby przypadkiem cokolwiek znowu mu złamać... Mimo, że ta ręka to niby nie była moja wina, ale ja dalej myślę inaczej. Oparłem brodę o ramię mniejszego, zastanawiając się nad pewną sprawą. Aż w końcu wydusiłem z siebie to, co mnie tak denerwowało.

-Będziesz miał coś przeciwko jak dziś będę z tobą spał? Mam na myśli takie normalne spanie. - mruknąłem, zastanawiając się jaka może być jego odpowiedź. -Stanson dalej mnie irytuje i nie zanosi się, aby mnie przeprosił, a nie chce kończyć tego dnia kolejną kłótnią. Wolałbym go skończyć z tobą, jak zasypiasz przy mnie wtulony. - ale ja się kurwa romantyczny zrobiłem. Co ten Eds ze mną robi.

W sumie racja dwóch Richardów to by było przegięcie... czasami nawet jeden zdecydowanie to za dużo. Ale teraz cieszyłem się, że jest ten jeden tutaj przy mnie. Lubiłem po prostu tego małego gnojka.
Czy mi się wydawało, czy Richie myślał? On myślał?! On umiał myśleć tak w ogóle? W sumie zaskoczył mnie tym, bo wyglądało to na naprawdę ciężką zagwostke, z którą nie umiał sobie poradzić, ale.. no cóż. Pytanie trochę mnie zaskoczyło.
- E...... No... w sumie teraz mam gips i trochę się martwię.... ale okej. O ile nie skopiesz mnie z łózka.- zaznaczyłem stanowczo. No i... chciałem by się ze Stanem pogodził. Byli dobrymi przyjaciółmi od zawsze więc miło by było.

Może za szybko wyskoczyłem z tym pytaniem... Nie było może ono jakoś zbyt ciężkie ani nic z tych rzeczy, jednak po naszej małej dzisiejszej akcji, nie byłem do końca przekonany czy Eddie nie weźmie mnie znowu za jakiegoś zboka i nie powie czegoś w stylu "JASNE, żebyś się do mnie dobierał?!". Nie zdziwiłoby mnie to, ale proszę! Zgodził się! Co prawda, grożąc mi prawie, ale się zgodził.

-Będziesz spał od ściany. - stwierdziłem stanowczo, aby się chłopaczek przypadkiem nie przestraszył, że jakąś krzywdę mu wyrządzę. Ja go otulę niczym małą, słodką gąsieniczkę i nie puszczę. W sumie cute... mała słodka gąsieniczka. Hmmm...

-Jak chciałbyś, aby wyglądała Twoja przyszłość, Eds? - w takich ckliwych momentach bierze mnie na różne przemyślenia okej? Proszę nie oceniać. Jeszcze bardziej, gdy mam przy sobie kogoś, kogo kocham i wiem, że na pewno w tej przyszłości on musi się znaleźć.

- No dobra. - zaśmiałem się. Najwyżej przygniecie mnie do ściany, albo ja skopię go przypadkiem z łóżka. Tak czy inaczej będzie zabawnie... nie, żartuje... w każdym przypadku będzie do dupy.
Gdy zadał mi pytanie na temat przyszłości, musiałem to przemyśleć.
- Na pewno nie chcę umrzeć na ebole. - wyjaśniłem i spojrzałem na telefon, na który dostałem SMSa od Bev. Uniosłem brwi zaskoczony.
- Co Bev robi w Los Angeles? Zaprasza nas na imprezę u siebie... co? - wszyscy... serio wszyscy za mną pojechali...
Tak czy inaczej, po chwili zebraliśmy się, by ruszyć do akademika. Mimo to, jeszcze na plaży dałem mu cmoka i ruszyliśmy na wyznaczone miejsce spotkania.
[zw x2]